Wodospad Salt Creek Falls to jedno z naszych ulubionych miejsc w Oregonie.
Wracamy do niego co roku, zazwyczaj latem, ale nigdy dotąd nie udało
nam się go zobaczyć zimą. Głównie dlatego, że kiedy drogę dojazdową
zasypie śnieg, można do wodospadu dotrzeć tylko na piechotę, i dobrze
jest mieć ze sobą rakiety śnieżne (snow shoes). Poza tym do tej pory
Smyk był nieco za mały na tego typu wyprawy.
W noworoczny, długi weekend wybraliśmy się na zimowy spacer.
Spacer z parkingu do wodospadu i z powrotem zajął nam prawie dwie godziny.
Ale warto było:
W drodze powrotnej nóżki Smyka już bardzo bolały, ale przewidujący
tata zabrał ze sobą sanki, więc Hultajstwo wróciło po królewsku, w
saniach zaprzężonych w rodziciela.
Zdjęć zrobiłam sporo. Trudno mi się było zdecydować które z nich
zamieścić. A ponieważ na wszystkie raczej nie mam już miejsca, więc
podaję linka, pod którym można sobie te wszystkie widoczki pooglądać
z podkładem muzycznym Vangelisa - CLICK.
Po odpoczynku w saniach i doładowaniu akumulatorków kanapkami, Smyk odzyskał siły i jeszcze godzinę poszaleliśmy na saneczkach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
-
Zrobiłam sobie czapkę. Już jakiś czas temu, ale do soboty nie miałam za bardzo okazji w niej chodzić. Prawdę powiedziawszy to w sobotę z...
-
W niedzielę wybraliśmy się na sanki - to już ostatni raz w tym sezonie. Wprawdzie śniegu jest jeszcze bardzo dużo, ale odwilż panoszy się ...
-
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz