sobota, 31 marca 2018

Saneczkowe zamknięcie sezonu (2011-03-24)

W niedzielę wybraliśmy się na sanki - to już ostatni raz w tym sezonie.
Wprawdzie śniegu jest jeszcze bardzo dużo, ale odwilż panoszy się już na całego.
Na zdjęciu poniżej tabliczka oznaczająca początek szlaku - słupek, na którym osadzono tabliczkę, jest mniej więcej tak wysoki jak ja.


Snieg mokry, poślizg kiepski - idealne warunki dla uczących się jazdy na nartach: zjeżdżając tak powoli ma się wszystko pod kontrolą!
Niemniej jednak trochę poszaleliśmy na dętkach i sankach a potem poszliśmy na spacer nad wodospad.


Towarzyszył nam dźwięk kropel spadających z drzew w blasku pięknego słońca. Wspomnienia przeniosły mnie w czasy dzieciństwa, kiedy to, zanim zaczęliśmy chodzić z bratem do szkoły, co roku w marcu mama zabierała nas na dwa tygodnie do Rabki.
Tak właśnie pamiętam Rabkę: jeszcze białą, ale już wiosenną, szumiącą kroplami topniejącego śniegu, słoneczną...


Ciepło było, więc zgrzaliśmy się. Pozbywaliśmy się stopniowo kolejnych warstw pod kurtkami.
Smyk, jak to Smyk, nabijał tatę w butelkę bujając jak to strasznie bolą go nogi, a tata, jak to tata, dawał się nabrać i ciągnął sanki, na których leżał zadowolony Smyk.
Mokry śnieg świetnie nadawał się lepienia kul, więc trochę poćwiczyliśmy miotanie nimi do strumienia. Po takim machaniu Hultajstwo padło.


To zresztą widok typowy - ilekroć dochodzimy do wodospadu, Hultajstwo zalega na sankach, by po kilku minutach odzyskać siły i znowu tryskać energią.
Po powrocie do domu, sprzęt zimowy powędrował  na stryszek.
Dawno nie byliśmy nad oceanem, więc jak pogoda pozwoli, zapewne następny wyjazd odbędzie się w tamtym kierunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...