piątek, 30 marca 2018

Santiam Snow Park (2009-12-01)

W piątek, w wiadomościach podano, że jeden z ośrodków narciarskich właśnie otworzył swoje stoki dla wielbicieli białego szaleństwa.
W związku z tym, w sobotę wybraliśmy się na śnieżne szaleństwo do Santiam Snow Park, położonego obok tegoż ośrodka narciarskiego miejsca, gdzie można pozjeżdżać na sankach z górki, ulepić bałwana i wyszaleć się na śniegu nie posiadając nart.

Górka (na zdjęciu powyżej), specjalnie przystosowana do zjeżdżania na saneczkach, niewielka, o odpowiednim nachyleniu, oddzielona wałem śnieżnym od parkingu. 
Idealne miejsce dla dzieci i przez rodziny z dzieciakami głównie odwiedzane.

Pogodę mieliśmy wymarzoną: kilka stopni na plusie, bezchmurne niebo a do tego metr śniegu pod stopami.
Wdrapaliśmy się na górkę, zjechaliśmy na dół i wróciliśmy do samochodu, żeby pozbyć się kilku warst odzieży. Spokojnie można było biegać w samych swetrach, chodziaż my zosostawiliśmy sobie wiatrówki, rękawiczki i nieprzemakalne spodnie na śnieg.

Smyk nie był zbytnio zainteresowany saneczkami, udało mi się go namówić na zaledwie parę zjazdów i to na kilkumetrowym kawałku - dużą górkę "zaliczył" raz z mamą i raz z tatą. Za to wyszalał się na śniegu: stoczyliśmy bitwę na śnieżne kule, zrobiliśmy kilka orłów w śniegu, ulepiliśmy bałwana, rysowaliśmy na śniegu a na koniec tata pomógł Smykowi wygrzebać norkę w śniegu - bardzo przydała się szufla do śniegu, którą zabieramy zimą na wyjazdy w góry.

Kiedy ja bawiłam się ze Smykiem, mąż wybrał się na krótki spacer po okolicy. 
Wrócił po 20 minutach zlany potem - wchodzenie po śniegu pod górę jest wszak dość męczące.
Teraz z kolei ja poszłam pooglądać sobie okolicę. W połowie górki musiałam przysiąść na zwalonym pniu i odsapnąć, bo serce chciało mi gardłem wyskoczyć. 
Posiedziałam i pogapiłam się na Mt. Washington:

Spacer ten wykończył mnie, czułam jak trzęsą mi się nogi ze zmęczenia. 
Wyszło na to, że straszne z nas cieniarze - kilka minut na śniegu i padamy jak muchy! 
Najszybciej padł Smyk. W drodze powrotnej leżał sobie oglądając książeczkę i zasnął w trakcie przewracania stronicy:

W domu, po obiadku zmogło męża, a kiedy wstał po drzemce, zmogło i mnie. 
I chociaż jeczcze następnego dnia byliśmy nieco zmęczeni, to i tak bardzo nam się ten wypad w góry podobał i planujemy kolejne - chociaż zgodnie z czarnymi prognozami męża teraz to już ilekroć pojedziemy na sanki to będzie padał śnieg, albo i deszcz...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...