Po bardzo długiej przerwie, jak by nie było, kilkunastoletniej, znowu zrobiłam serwetkę.
A to wszystko dzięki Splocikowi, która mnie lekko popchnęła w kierunku szydełka przysyłając na urodziny Sabrinę Robótki. Przecież gazetka nie mogła zalegać na półce i kurzyć się, prawda?
A oto efekt moich przeprosin z szydełkiem:
Sabrina Robótki 6/2007, Model 17
Nici: Royale Classi Crochet Thread (100% Mercerized Cotton), Size 10
Szydełko US 7 (1.5 mm)
Nici, produkcji węgierskiej, kupiłam na jakiejś Garage Sale - kolor brzoskwiniowy pasuje do koloru ścian w pokoju, które są nieco ciemniejsze, ale w tej samej tonacjji.
Im
bliżej było do końca pracy, tym bardziej przebijał kartonik, na który
były nawinięte nici a we mnie rosła pewność, że nici zabraknie. Ale
udało się! Zostało mi jakieś 2-3 metry, czyli zużyłam prawie całe 320
metrów.
Serwetka powstała z myślą o stoliku, niestety moja wyszła o 23 cm większa niż ta w Sabrinie: moja ma średnicę 56 cm i jest troszkę za duża na stolik, co widać na zdjęciu powyżej.
Na tym zdjęciu lepiej widać kolor, choć w rzeczywistości jest on jeszcze bardziej brzoskwiniowy.
Już
w trakcie pracy Hultajstwo wymyślił nietypowe zastosowanie serwetki,
nieco inne niż planowane przeze mnie: zwijał sobie serwetkę w rulonik i
oświadczał mi, że to yła,
czyli rura. Po wykrochmaleniu i napięciu dał jej spokój przez jeden
dzień, po czym znowu potraktował jak swoją zabawkę. Do zwijania w
rulonik dołączył zakładanie na głowę - przez dziurki wszystko widać a
jednak głowa schowana! O zwyczajnym miętoleniu w rączce i zbijaniu w
kulkę nie wspomnę...
W
chwili obecnej serwetka przypomina bardziej balonik pęknięty przez
Prosiaczka w Kubusiu Puchatku niż serwetkę, mam jednak nadzieję, że z
czasem Smyk przywyknie się do ozdób na stoliku i da im spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz