piątek, 30 marca 2018

Skarpety (2009-10-26)

Tematowi skarpet Antonina poświęciła ostatnio kilka wpisów.

Ja także uległam szaleństwu skarpetowemu, chociaż nieco przez przypadek.

Trafiłam na wyprzedaż w środku lipca i kupiłam włóczkę na skarpetki przecenioną z dziesięciu na dwa dolary za 100 gramowy motek. Kolory takie sobie (ten turkusowy wyjątkowo mi się  nie podoba), ale za taką cenę nie ma co kręcić nosem.
 
 
Skarpetki robiłam głównie na placach zabaw, kiedy pozwalała na to pogoda, więc zanim je skończyłam minęło półtora miesiąca.
Zapał miałam średni - nie robiłam jeszcze skarpetek i chciałam zobaczyć co mi z tego wyjdzie. A co wyszło, to widać.
 
Wzór to jeden z prostszych  modeli Dropsa - szukałam według grubości włóczki, żeby dopasować ilość oczek. Zaczynałam robić od góry z 72 oczek na dwóch drutach 2 mm z żyłkł - obyło się bez prucia.


Trochę było kombinacji, kiedy zaczynałam drugą skarpetkę, ponieważ zależało mi, żeby na obu paski układały się tak samo - dwa czy trzy podejścia i udało się. 
Skarpetki są zrobione podwójnym ściągaczem (2 oczka prawe, 2 oczka lewe), jedynie pięta i "podeszwa" są zrobione zwykłym dżersejem.

 
Włóczka to Sockotta Sock Yarn z Plymouth Yarn (379 m/100gr). Skład: 45% bawełna, 40% wełna, 15% nylon.
Zużyłam 80 gram na niezbyt wysokie skarpetki, ale ja mam sporą stopę zakończoną długimi paluchami.

 
Udało mi się namówić męża do zrobienia kilku zdjęć. Zazwyczaj kręci strasznie nosem w takich sytuacjach, ale chyba ładna, słoneczna pogoda dobrze na Niego wpłynęła i dał się uprosić i nawet się postarał, żeby zdjęcia były jak trzeba. Dwa pierwsze zdjęcia sama zrobiłam, trzy kolejne są autorstwa męża.

Na wspomnianej wyprzedaży kupiłam jeszcze jedną włóczkę, ale coś mi się wydaje, że trochę poleżakuje w motku zanim zostanie przerobiona na skarpetki.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...