Około 6.30 rano, Smyk nie śpi już od jakiegoś czasu i tak się wierci, że i mama chcąc nie chcąc też nie śpi. Nagle Hultajstwo bardzo rozbudzonym głosem wystosowuje żądanie:
- Kakao pys! (od "Kakao please", czyli "Poproszę o kakao", tylko w jego wykonaniu to brzmi jak piss, czyli siusiać, albo kogoś wkurzyć.)
* * *
Niedziela, 7.45 rano. Hultajswo budzi mnie szarpiąc za ramię i woła:
- Mama! Pac! Dziń! (Mama! Patrz! Dień!)
* * *
Halloweenowy piątek, przed 7 rano. Smyk wskazuje na ciemność za okem i oświadcza:
- Cima ne dziń! Thisa! (Jest ciemno, nie ma dnia! Jest noc!)
* * *
Zmieniam po nocy Smykowi pieluchę, zakładam czystą, biorę zużytą do ręki i mówię:
- Idę wyrzucić twoją pieluchę bo śmierdzi!
- Pendzi! - mówi po swojemu Hultajstwo.
* * *
Jedziemy do przedszkola. Na zewnątrz ciemnawo i mgliście.
- O! Thisa! Ne see! - Smyk wskazuje na szarość za oknem samochodu i stwierdza, że nic nie widzi.
- To mgła synku. Taka mgła, że nic nie widać!
- Taka gła nic ne see! - jak echo powtarza po swojemu za mną Smyk.
* * *
Znowu w drodze do przedszkola, tylko innego dnia:
- Zobacz jak pada! Nawet nie możemy iść dzisiaj do parku bo byśmy zmokli...
- Ne... Ksyzyś ma thisa! - łapiąc się za kaptur bluzy rezolutnie zauważa Hultajstwo.
- Ale kaptur też zmoknie! - tłumaczę.
- Ne! - w głosie Smyka nie ma cienia wahania.
* * *
Niedzielny poranek. Hultajstwo urzęduje w pokoju z tatą, mama w kuchni przygotowuje śniadanie dla Hultajstwa.
Kiedy jedzonko jest już gotowe, wołam:
- Krzyś, śniadanko!
- Juz ide mamo!
- odpowiada Smyk, a mi szczena opadła na podłogę i rozsypała się w
drobny proszek jak usłyszałam taką długą i poprawną wypowiedź mojego
dziecka.
* * *
I jeszcz kilka wyraów ze słownika Smyka:
bola - butelka
boć - boat
łoć - łódź
pejek - papierek
pijot - pilot
miny - maliny
sołi - sorry
sołi - sorry
dinki - dziękuję
bonki - bombki
baca - herbata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz