sobota, 31 marca 2018

Sobota nad oceanem (2010-06-21)

W sobotę nie spieszyliśmy się zbytnio z wstawaniem, a kiedy już wygrzebaliśmy się z pościeli, spakowaliśmy kanapki, termos z herbatą i pojechaliśmy nad ocean.

Zakotwiczyliśmy na szerokiej, piaszczystej plaży Heceta Beach we Florencji i oddaliśmy się bez reszty wypoczynkowi.
 
 
Mimo że nad horyzontem kłębiły się chmury, nad nami nie przemknął nawet najmniejszy obłoczek. Piasek był nagrzyny i tak milutko się na nim wylegowało - nawet udało nam się załapać nieco opalenizny.

Kopaliśmy ze Smykiem dziury łopatą, "sadziliśmy" kawałki drewna a nawet udało nam się zrobić drogowskaz, który miał wskazywać drogę do buta taty schowanego pod stertą drewna, tyle tylko, że był obrócony w innym kierunku, i gdyby nie to, że byłam świadkiem chowania buta, tata musiałby wracać do domu na bosaka.
 
 
Tata z Hultajstwem wybrali się na długi spacer, ja w tym czasie ucięłam sobie drzemkę. Wrócili pełni wrażeń, przemoczeni do pasa.

Zbieraliśmy też muszelki - przecież bez tego nie może się obyć żadna wyprawa nad ocean!
 
 
Ale najlepszą zabawą okazało się skakanie po wielkich pniach wyrzuconych przez fale na brzeg. Smyk udawał, że jeden z takich pni to jego motolufka
Pływał tą motorówką, potem zamieniał się w stwora morskiego i pływał pod nią.
 
 
Baraszkował też w domku zbudowanych wcześniej przez kogoś z pni i konarów - domek okazał się świetną kryjówką podczas zabawy w chowanego. Tylko musieliśmy się z mężem wysilać, żeby za szybko nie znaleźć Smyka.

Smyk bawił się fantastycznie, wogóle nie marudził  i był to chyba najbardziej relaksujący wyjazd nad ocean z naszym dzieckiem od jego narodzin.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...