W połowie lipca wstąpiłam do sklepu z materiałami do rękodzieła wszelakiego.
Tego czego szukałam nie znalazłam, ale za to trafiłam na sporą
przecenę organicznej włóczki bawełnianej: z 6 na 2 dolary za motek 50
gramowy.
Zapasy mam wprawdzie więcej niż spore, ale nie mogłam oprzeć się ani kolorom ani cenie.
Sweterek powstawał głównie w parkach i na placach zabaw gdzie spędziliśmy ze Smykiem lwią część lata.
Skończyłam go już pod koniec sierpnia, ale do tej pory nie było
okazji w nim chodzić. Dopiero od niedawna poranki u mnie są na tyle
chłodne, że trzeba zakładać coś cieplejszego. Ale popołudnia nadal
rozpieszczają nas temperaturami w okolicach trzydziestki.
Zużyłam 450 gram włóczki Bernat Organic Cotton - kolor określony był numerem, 43117.
Niesamowicie
podoba mi się ten zestaw kolorów - kojarzy mi się ze spacerem nadmorską
plażą w pochmurny dzień, kiedy wieje wiatr. Takie morze lubię
najbardziej.
Sweter robiłam na dużo cieńszych
drutach niż zalecane (2.5 i 3 mm) ponieważ mam tendencje do robienia
bardzo luźno i poprzedni bawełniany sweter tak mi się po kilku praniach rozciągnął, że muszę go spruć i zrobić od nowa.
A skąd te plamy w tytule?
Mąż zapytany czy mu się podoba sweterek stwierdził, że fajny, ale ta włóczka taka jakaś dziwna - w plamy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz