Hultajstwo rozróżnia podstawowe kolory, przy czym najbardziej podoba mu się różowy.
A nauka kolorów zaczęła się nietypowo (a może jednak typowo?).
Smyk
nigdy nie potrafił wysiedzieć zbyt długo w foteliku samochodowym, teraz
jest już nieco lepiej, ale kiedyś 15 minutowa jazda z nim to była
tragedia. Trzeba było dziecko jakoś zająć, wciągnąć w jakąś zabawę.
Padło
na sygnalizację świetlną - wiadomo, że świateł w mieście pod
dostatkiem, więc "materiału" do zabawy raczej nam nie brakuje. I tak się
zaczęła nasza zabawa w "Jakie światło?"
Początkowo
Smyk nie potrafił nawet zlokalizować świateł, kolory to też była czarna
magia, mimo, że tylko dwa. Ale z czasem wyrobił się i teraz do
znudzenia powtarzamy:
- Jakie światło?/Jaki kolor?
- @%&*@ (Smyk nie potrafi wypowiedzieć nazwy a ja nie potrafię oddać zapisu dźwięków, którymi on określa kolory zielony i czerwony)
- Czerwone/Zielone. Co to znaczy? Można jechać?
- Yeah /No!
Ostatnio Smyk zaskakuje mnie swoimi wypowiedziami:
-Jaki kolor?
- (Czerwony)
- A co to znaczy? Można jechać?
- No, no! No papa buma bama! (Nie wolno jechać bo się zderzymy z samochodami!)
Na
dodatek jak tylko dostrzeże następne czerwone światło, natychmist woła,
że mamy się zatrzymać. Już! Natychmiast! "Ostrzega" mnie przy tym, że
się zderzymy z innym samochodem. Muszę mu tłumaczyć, że zatrzymamy się
jak już dojedziemy do tych świateł.
Do mojego dziecka dotarło ostatnio znaczenie słów zagrożenie i bać się.
Zaobserwowałam u niego pewne fobie (o tym innym razem).
Jeśli
chodzi o jazdę samochodem, to poza wcześniej opisanym strachem, że
wjedziemy na skrzyżowanie na czerwonym świetne i dojdzie do kraksy,
Hultajstwo boi się w jeszcze jednej sytuacji.
Kiedy
skręcamy w lewo, a z naprzeciwka nadjeżdża jakiś samochód, Smyk
strasznie panikuje. Nie ważne, że samochód jest daleko i żadną miarą nie
może w nas wjechać, nie ważne, że mamy zieloną strzałkę, więc tamten
samochód zwalnia już bo ma czerwone światło. Najgorzej jak ten samochód
to ciężarówka, bo nawet jak jest daleko to wygląda na dużą i Smyk myśli,
że jest tuż tuż.
I żeby nie było, że jestem jakimś piratem drogowym!
Jeżdżę bardzo asekuracyjnie i spokojnie - mąż twierdz, że ZA spokojnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz