Na każdym z takich wyjazdów zdarzy się coś zabawnego - Hultajstwo zawsze o to dba!
I
tak nad oceanem, podpuszczony przez tatę próbował czy woda rzeczywiście
jest słona. A potem konkurował z tatą w pluciu tą wodą na odległość
obwieszczając wszem i wobec, że Maniu blau! (Niedobra/brudna woda!). Do tej pory, kiedy widzi w telewizji ocean lub morze to sobie przypomina tamto próbowanie i mówi to samo.
Po jednej z wycieczek, tym razem na szczyt niewielkiej górki, trzeba było wymyć buty, które nam się mocno zakurzyły.
Nalałam
wody do miski i zaczęłam je szorować na tarasie. Smyka nie
usatysfakcjonowało polewanie tenisówek płynem do mycia naczyń w takiej
obfitości, że moglibyśmy otworzyć fabryczkę piany. Sam musiał też
szorować (ta myjka miała taki zachęcający różowy kolor!). Dostał w łapki
swoje sandałki, także zakurzone, i myjkę. Skoncentrował się głównie na
szorowaniu podeszew.
W sumie to dość logiczne - w końcu podeszwy na 100% były brudne...
Nad
rzeką wrzucaliśmy kamienie do wody, najlepiej tak, żeby wszystkich
wokół ochlapać (czyli tylko nas, bo akurat nikogo innego tam nie było). A
potem chowaliśmy się za kępami trawy (takiej dużej jaka bywa nad wodą).
Tuż przed powrotem Smyk przewrócił się i otarł sobie kolano.
Jestem niemal pewna, że jego wrzask postawił na równe nogi połowę stanu.
Kolano
zostało przewiązane mokrą chusteczką a my pognailśmy na najbliższą
stację benzynową, żeby kupić plasterek, bo akurat nie mieliśmy przy
sobie. Wycie dziecka z powodzeniem zastępowało sygnał karetki. Ktoś
postronny doszedłby do wniosku, że bez amputacji się nie obejdzie!
Plasterek został przylepiony, ale dopiero lizak okazał się w miarę skutecznym panaceum.
Potem jak tylko sobie Smyk przypomninał o swoim ałi to zaraz zaczynał kuleć. Utykanie ustępowało kiedy uwaga dziecka skupiła się na czymś ciekawszym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz