Ponieważ ja byłam już na ostatnich nogach (za
6 tygodni miał pojawić się Bobas), przypadła mi rola kierownicza, a
mianowicie zarządzałam co gdzie ma być wniesione. Pomogli nam wtedy moi
koledzy z pracy, użyczając swoich pick-upów oraz siły mięśni.
Nasz
domek nie jest duży (102 m2), ale za to przytulny i, co ważne jak się
ma małe dzeci, jest na jednym poziomie. Wiele lat mieszkałam w
mieszkaniu dwupoziomowym i na dłuższą metę schody są dosyć męczące.
Niedawno "zmodernizowaliśmy" ogrzewanie, tzn. zamontowaliśmy wkład do kominka.
Oryginalnie
dom posiadał ogrzewanie sufitowe. To taki diabelski wynalazek, tani w
montażu, drogi i nieefektywny w eksploatacji. Poprzedni właściciele
zainstalowani na ścianie w każdym pokoju i kuchni (z pomjnięciem
łazienki) elektryczne grzejniki (takie mini-dmuchawy). Tanie w montażu,
nadal drogie w eksploatacji. W związku z tym dwie poprzednie zimy nasz
otwarty kominek był mocno eksploatowany, ale tylko wtedy kiedy ktoś był w
domu, bo baliśmy się zostawiać otwarty ogień i puścić chałupę z dymem.
W tym roku chcieliśmy założyć heat pump,
czyli takie centralne ogrzewanie na zasadzie nadmuchu ciepłego
powietrza (a latem zimnego) z sufitu lub podłogi. Ale okazało się, że
koszt na nasz dom to 14 tyś dolarów, więc podarowaliśmy sobie i
kupiliśmy wkład do kominka i teraz będziemy palić w piecu drewnem. Taka u
nas technika w tych stanach! No ale my mieszkamy na dzikim zachodzie,
gdzie cywilizacja dociera z opóźnieniem...
Teraz mamy
zamknięty kominek z dmuchawą i jakimiś szmerami-bajerami, że jak w
porządnym piecu można regulować coś tam i podobno efektywność spalania
(i ogrzewania) ma wzrosnąć z 20% przy otwartym kominku do 80% z tym co
mamy teraz.
W sobotę rano było chlodno, więc napaliliśmy. Przed nami długa droga jeśli chodzi o obsługę, w sobotę mieliśmy w domu suchę saunę... Jeszcze w niedzielę było ciepło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz