Kiedy dogorywałam rozłożona
przez katar i ból gardła na cztery łopatki, Smyk dorwał mój budzik i
zawzięie testował wszystkie możliwe przyciski i pokrętła. Miał niezłą
zabawę chyba z godzinę. Cud, że budzik nadal działa...
Potem oglądaliśmy zdjęcia. Standardzik: Gdzie jest tatuś? Gdzie jest mamusia?
Tym razem Bobas coś sobie ubzdurał i usiłował wyciągnąć tausia
ze zdjęcia. Nie udało się, dziecko przeraziło się, chyba musiał sobie
pomyśleć, że tatuś zostanie już na zdjęciu, bo po swojemu zaczął mówić,
że nie ma tatusia. Rozpacz była przeogromna! Bobas nawet przyniósł
dobrowolnie swoje buciki i kazał je sobie założyć, poczym udaliśmy się
na poszukiwania tatusia. Ale miejsce, gdzie stoi furgonentka tatusia też
było puste! Jeszcze większa rozpacz! Dzwonimy do tausia a tatuś nie
odbiera... Chodzimy koło domu, szukamy, wykręcamy numer do tatusia
ponownie... jest! Odbiera! Ale Bobas teraz chce wyciągnąć tatusia z
telefonu i jeszcze bardziej się nakręca w tej swojej histerii a mamusia
pada już z nóg nafaszerowana szelką dostępną chemią na przeziębienia...
I
wtedy przyszła nam z pomocą sąsiadka, spotkana przed domem. Jakimś
cudem udało jej się odwrócić uwagę Bobasa, ale od tego czasu na wszelki
wypadek nie bawimy się w oglądanie zdjęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz