Sobotni wieczór, siąpi deszcz.
Smyk w przebraniu pirata (w ostatniej chwili zmienił zdanie co do
przebrania), i Patryk jako Piotruś Pan z obstawą, czyli mamusiami,
grasują po okolicy żądając słodyczy, bo jak nie to... TRICK!
Za każdym razem Patryk woła "Trick or treat!" zaraz po zapukaniu do
drzwi (przyciski dzwonków zostały zignorowane przez chłopaków), zanim
je ktokolwiek otworzy, więc gospodarze nie mają szansy podziwiać jego
melodyjnego głosu. Smyk milczy jak zaklęty.
Po kilku domach chłopaki zaczynają wykazywać oznaki przyuczenia,
czyli wołają gromkim głosem "Thank you". Obdarowany cukierkami, nawet
Smyk odważa się wydać z siebie głos.
Do kolejnego domu chłopaki biegną. Nie z powodu cukierków, choć i
ten aspekt wieczornej wycieczki ich cieszy. Główny powód jest taki, że
każdy z nich musi iść pierwszy.
Przynajmniej o pół kroku przed kolegą. I tak się to kończy: galopem. A
mamusie - za pociechami, żeby ich przyhamować zanim wpadną na ulicę.
Ruch kołowy zerowy. Wszyscy albo chodzą od domu do domu, albo
siedzą w domu obdarowują łakociami. Sporo osób siedzi w domu i ogląda na
żywo relację z meczu futbolowego naszej drużyny uniwersyteckiej z
Południową Karoliną. Smaczku dodaje fakt, że transmisja leci na cały
kraj a to wielki prestiż dla takiego zaścianka jak nasz.
W świetle reflektorów i strugach deszczu Karolina dostaje baty jakich nie dostała od przynajmniej trzydziestu lat.
Rozemocjonowani fani hojnie sypią cukierki i wracają szybko przed ekrany.
Nie wszyscy ulegli futbolowej gorączce. Niektórzy znajdują czas na
przyjazne zagadywanie dzieci. Gospodyni w jednym z domów usiłuje
wyciągnąć od chłopaków za kogo są przebrani:
- Who are you? - Dosłownie: "Kim jesteście?", ale tutaj ma znaczyć "Za kogo jesteście przebrani?"
Pytanie jak najbardziej uzasadnione, bo nie dość, że
ciemno choć oko wykol, to jeszcze przebranie schowane pod kurtkami
przeciwdeszczowymi.
Patryk nie traci refleksu i szybciutko odpowiada:
- Patryk and Krzyś!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz