Siedzę sobie na schodkach przed domem i patrzę jak mąż kosi trawnik, a
wokół niego biega Smyk. Staje kilka metrów przed mężem na trasie
kosiarki a kiedy ta się już zbliża to ucieka z perlistym śmiechem
dobiegającym do mnie poprzez hałas. Potem goni kosiarkę lub biega
wykoszonymi alejkami. Albo pomaga tacie pchać kosiarkę stojąc między
mężem a kosiarką i duma połączona z niewyobrażalnym szczęściem maluje
się na jego buźce. A kiedy trzeba opróżnić pojemnik na trawę, pomaga
tacie go nieść na kompostownik i tak znikają oboje za rogiem domu.
A ja sobie siedzę na schodku i popijam herbatkę...
Zza
firanki patrzę jak Smyk z tatą sadzą rożowy bez. Tata kopie, Hultajstwo
też musi potrzymać łopatę. Razem przywożą dobrą ziemię i wsypują do
dołka, wkładają bez, Smyk wsypuje resztę ziemi. Kiedy widzi jak tata
udeptuje ziemię wokół, sam też tak robi. I najważniejsze - podlewanie! Z
namaszczeniem Smyk dzierży wąż i podlewa bez, swoje skrpetki też.
A ja zerkam zza firanki upajając się tym widokiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz