Tak, w dzień kobiet.
Nie, nie wpadłam z powodu cyferki w żadną depresję.
Tak
jak w tym urodzinowym wierszyku, w sobotę pachniało piękną wiosną. W
niedzielę z resztą też, było prawie plus 20 stopni i piękne słonko (w
przeciwieństwie do tego co widziałam w TV co się działo na wschodnim
wybrzeżu).
W sobotę rano, jak już to sobie wcześniej
zaplanowałam, wysłałam męża na zakupy a ja ze Smykiem pojechaliśmy do
mojego ulubionego ogrodu rododendronowego. Nie byłam tam od miesiąca i
bardzo byłam ciekawa co teraz kwitnie. Dotarliśmy tam zanim jeszcze
wyschła rosa i nadciągnęli inni spacerowicze. Nie zawiodłam się - było
pięknie.
Nie mogłam zdecydować, które zdjęcie tu zamieścić, ale niech będzie to, a reszta - wiadomo gdzie.
Kilka dni przed urodzinami zaczęły przychodzić kartki z życzeniami:
Za wszystkie życzenia przysłane i tą tradycyjną pocztą, i
elektroniczny - bardzo dziękuję. To miło wiedzieć, że mimo odległości i
nikłej szansy ponownego spotkania, ktoś ciągle jeszcze o mnie pamięta.
Nie
obyło się bez milutkich niespodzianek. Najpierw tuż przed urodzinami
dostałam przesyłkę od Splocika, która wiedziała, że jestem Rybką, ale
nie wiedząc KIEDY dokładnie mam urodziny, wysłała przesyłkę w ciemno - i
proszę jak doskonale trafiła!
Po otworzeniu koperty moim zdumionym oczom ukazała się Sabrina Robótki,
kartka z życzeniami, oraz piękna, zrobiona na drutach serwetka oraz
szydełkowe serduszko. Obie rzeczy zrobione przez Splocika oczywiście.
Serduszko zdobi teraz kluczyk do szkatułki z biżuterią, a serwetka
znalazła swoje miejsce na komódce w sypialni poza zasięgiem lepkich i
często niezbyt czystych łapek Hultajstwa.
Drugą niespodziankę sprawiła mi Kasia przysyłając książkę (przyszła dokładnie w dniu urodzin): Przekleństwo Adama by Bryan Sykes.
A na koniec prezent, który zrobiłam sobie sama. Jako osoba bardzo mocno
uzależniona od dziergania, kilka dni temu zamówiłam sobie włoczkę - z
okazji urodzin. Bo dla nałogowca każda okazja jest dobra, żeby nabyć
używkę, prawda? Oto ona:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz