Dokonaliśmy poważnego
zakupu. Trzy lata temu Tomek wypatrzył w sklepie sportowym ponton.
Chodził koło niego i chodził, ale nie mieliśmy wtedy pieniędzy. Dwa lata
temu wkopaliśmy się w kredyt na dom, poza tym byłam w ciąży, więc z
pływania pontonem i tak nic by nie było. Rok temu Bobas był za mały na
wodne wycieczki. W tym roku nie miałam już serca podawać kolejnej
wymówki, żeby nie kupić tego pontonu i patrzeć potem jak Tomek wychodzi
ze sklepu z nosem spuszczonym na kwintę, więc domowy księgowy we mnie
przebolał ten wydatek (spory) i mamy ponton.
Pierwsze
spuszczenie na wodę miało miejsce już w zeszłym tygoniu. Pomimo, że
kiepsko się czułam Tomek zaciągnął nas nad pobliskie bagienko (zalane
torfowiska pełne kaczek i szuwarów) Fern Ridge i pływaliśmy z godzinkę,
chociaż wiatr rzucał nami straszliwie.
W niedzielę za to wybraliśmy się nad piękne, krystalicznie czyste jezioro Waldo Lake, drugie co do głębokości w Oregonie (128 m), o pow. 16 km2, położone na wys. 1650 mnpm (Morskie Oko jest na wys. 1395 mnpm).
Waldo Lake (zdjęcia ściągnięte z internetu)
Wskoczylilśmy
w kapoki i jazda na wodę! Nie wiem kto miał większą frajdę: Tomek czy
Bobas. Tomek cały czas wiosłował, ale podobno to lubi. Bobas cały czas
wychylał się za burtę, żeby moczyć rączki w wodzie, a że jest malutki,
musiał się porządnie wychylić i pewnie wypadłby gdybym go nie trzymała
za kostki.
Słonko ślicznie świeciło i na brzegu było
dość ciepło, ale na wodzie trzeba było być jednak dobrze ubranym. Mój
mąż jak zwykle zgrywał twardziela i nie posmarował się kremem z filtrem
(tylko na buzi), więc ma nogi spieczone na raczka. A Bobas opalił się na
buzi troszkę w paski i ciapki - tam gdzie nie udało mi się go posmarowć
bo się wił jak piskorz jest czerwony a tam gdzie był posmarowany nie.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się nad wodospadem Salt Creek Falls
- wysokim na 87 m! Trzy lata temu zgubiłam tam baterię z kamery o co
Tomek trochę się wtedy złościł a wczoraj już nawet o tym nie pamiętał...
Salt Creek Falls
A
na sam koniec zatrzymaliśmy się przy gorących źródłach śmierdzących
siarkowodorem i okupowanych przez nagich panów, którym eksponowanie
swoich klejnotów musiało chyba dawać sporo radości (po minach sądząc).
Jakoś nie przypadło nam to miejsce do gustu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz