czwartek, 29 marca 2018

Waldo Lake (2007-08-27)

Dokonaliśmy poważnego zakupu. Trzy lata temu Tomek wypatrzył w sklepie sportowym ponton. Chodził koło niego i chodził, ale nie mieliśmy wtedy pieniędzy. Dwa lata temu wkopaliśmy się w kredyt na dom, poza tym byłam w ciąży, więc z pływania pontonem i tak nic by nie było. Rok temu Bobas był za mały na wodne wycieczki. W tym roku nie miałam już serca podawać kolejnej wymówki, żeby nie kupić tego pontonu i patrzeć potem jak Tomek wychodzi ze sklepu z nosem spuszczonym na kwintę, więc domowy księgowy we mnie przebolał ten wydatek (spory) i mamy ponton.
Pierwsze spuszczenie na wodę miało miejsce już w zeszłym tygoniu. Pomimo, że kiepsko się czułam Tomek zaciągnął nas nad pobliskie bagienko (zalane torfowiska pełne kaczek i szuwarów) Fern Ridge i pływaliśmy z godzinkę, chociaż wiatr rzucał nami straszliwie.
W niedzielę za to wybraliśmy się nad piękne, krystalicznie czyste jezioro Waldo Lake, drugie co do głębokości w Oregonie (128 m), o pow. 16 km2, położone na wys. 1650 mnpm (Morskie Oko jest na wys. 1395 mnpm). 
   
Waldo Lake (zdjęcia ściągnięte z internetu)
Wskoczylilśmy w kapoki i jazda na wodę! Nie wiem kto miał większą frajdę: Tomek czy Bobas. Tomek cały czas wiosłował, ale podobno to lubi. Bobas cały czas wychylał się za burtę, żeby moczyć rączki w wodzie, a że jest malutki, musiał się porządnie wychylić i pewnie wypadłby gdybym go nie trzymała za kostki.
Słonko ślicznie świeciło i na brzegu było dość ciepło, ale na wodzie trzeba było być jednak dobrze ubranym. Mój mąż jak zwykle zgrywał twardziela i nie posmarował się kremem z filtrem (tylko na buzi), więc ma nogi spieczone na raczka. A Bobas opalił się na buzi troszkę w paski i ciapki - tam gdzie nie udało mi się go posmarowć bo się wił jak piskorz jest czerwony a tam gdzie był posmarowany nie.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się nad wodospadem Salt Creek Falls - wysokim na 87 m! Trzy lata temu zgubiłam tam baterię z kamery o co Tomek trochę się wtedy złościł a wczoraj już nawet o tym nie pamiętał...
 


Salt Creek Falls

A na sam koniec zatrzymaliśmy się przy gorących źródłach śmierdzących siarkowodorem i okupowanych przez nagich panów, którym eksponowanie swoich klejnotów musiało chyba dawać sporo radości (po minach sądząc). Jakoś nie przypadło nam to miejsce do gustu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...