I po świętach.
A same święta choć krótkie, to były bardzo miłe.
I
tylko raz się zdenerwowałam. W Wigilię, kiedy ja wszystko
przygotowywałam do wieczerzy, Hultajstwo dopadło rolkę po papierowych
ręcznikach. Nasadził ją na kran w kuchni tak, że drugi koniec wystawał
poza zlew.
Odkręcił wodę.
Poleciaaaałooo na podłogę.
Nie przewidywałam już mycia podłóg, ale musiałam nieco zmodyfikować plany.
Mimo to, aniołek widać uznał, że Smyk był grzeczny i przyniósł mu prezent, a w zasadzie kilka prezentów.
Hultajstwo dorwało się do nich i otwierało każdy po kolei nie bacząc czy to dla niego czy dla rodziców.
Przystopował dopiero przy śmieciarce.
Tak, bo Hultajstwo dostało od aniołka śmieciarę!
Ach ten zachwyt na buzi dziecka! Lepiej aniołek nie mógł trafić!
Resztę
wieczoru poświęciliśmyna produkcję śmieci, które wkładaliśmy do małego
kosza na śmieci a potem Smyk w roli operatora śmieciarki specjalnym
podajnikiem podnosił kosz na śmieci do góry i kiprował do wnętrza
śmieciarki.
Nawet spał czule obejmując śmieciarkę...
Tutaj zdjęcia z bożonarodzeniowego poranka - Hultajstwo jeszcze w piżamce, ale śmieciary nadal nie wypuszcza z objęć:
Nawet zabrał ją ze sobą w góry!
Ponieważ
nie wybieraliśmy się do nikogo, ani nikt nas nie odwiedzał w Boże
Narodzenie, wybraliśmy się, tak jak w zeszłym roku w góry, na śnieg.
A w górach pięknie jak w bajce:
Załadowaliśmy
Smyka na sanki i poszliśmy na spacer. Hultajstwo zajadał śnieg i lizał
sople, a ja mam dzisiaj zakwasy na nogach. Ale chyba lepsze zakwasy niż
ból żołądka z przejedzenia...
Potem zaczęło mocno wiać i sypnęło śniegiem, więc przenieśliśmy się nieco niżej, nad Clear Lake:
Między
drzewami było cicho i spokojnnie a oprócz nas była tam tylko jeszcze
jedna rodzinka. Z drogi dojazdowej urządziliśmy sobie tor saneczkowy i
poszaleliśmy troszkę biorąc ostro zakręty i zatrzymując się w zaspach do
pasa.
Hultajstwo
zażyczyło sobie kopać tunel. Tata wyciąnął z samochodu łopatę i
chłopaki zabrali się do roboty. Smyk pokopał tylko troszkę, ale załapał
się na fotkę:
Potem
pałeczkę przejął tata. Kopali, kopali, ale nie dokopali się do końca
zaspy i skończyło się na dość głębokiej jamie, do której wchodzili na
zmianę (Smyk stwierdził, że to jego domek).
A ja w tym czasie obserwowałam sobie kaczki na jeziorze i ucztujące ptaszki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz