czwartek, 29 marca 2018

Wodnik Szuwarek (2007-07-02)

Miniony weekend był bardzo udany i miły - jeden z tych, które chciałoby się zapamiętać na zawsze. Pogoda była wymarzona ciepło, ale nie za gorąco, lekki wiaterek.
Zaczęło się od tego, że w sobotę udało mi się kupić na yard sale piaskownicę dla Bobasa za jedyne $7! Ostatnio objechałam wszystkie lokalne sklepy i znalazłam piaskownice tylko w jednym za $60. Można też zamówić w internecie, ale z przysłaniem wychodzi $50...
Piaskownica wylądowała w ogródku obok zjeżdżalni, tata pognał po piasek - kupił niebieski, bo akurat taki był w sprzedaży. Czy muszę pisać, że całe popołudnie spędziliśmy na zabawie w piasku? Tata robił babki a Bobas je rozwalał. Potem mama robiła babki a Bobas je rozwalał. Potem Bobas zakopywał sobie nóżki w piachu, grabił piasek i ogólnie rzecz biorąc eksperymentował i wprowadzał w czyn wszystko co mu do głowy przyszło co by można zrobić.
W niedzielę natomiast zadzwonił do mnie mój brat. Ostatnio często dzwoni, a ja bardzo lubię z nim rozmawiać. Więc już do południa było miło. Potem zrobiłam pyszniutki obiadek (czy jest ktoś kto nie lubi pierogów z jagodami? Poza Bobasem oczywiście). A po obiadku pojechaliśmy nad jezioro (Dorena Lake). Nigdy wcześniej tam nie byliśmy. Całkiem miłe miejsce, chociaż w ciepłe dni przeżywające oblężenie. Bobas wyszalał się na placu zabaw i trochę pomoczył nogi w wodzie. I nie tylko nogi bo w pewnym momencie postanowił usiąść w wodzie z pieluchą i w spodenkach. Woda przy brzegu dość mętna, nieustannie bełtana małymi nóżkami i rączkami brykających dzieciaków.
W drodze powrotnej Bobas padł. Nie budziliśmy go, tylko przełożyliśmy do łóżka, a ja całą noc, co się chciałam do niego przytulić to wybudzał mnie zapach błota i ryb. Stąd nowe przezwisko dla Bobasa: Wodnik Szuwarek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...