Miniony weekend był bardzo letni: gorący i słoneczny. W związku z tym znkomitą część dnia spędziliśmy w baseniku.
Do wody wpadło kilka śmieci, które Smyk odławiał siatką do łapania ryb akwariowych.
W pewnym momencie tata pojechał do sklepu zoologicznego po żywy pokarm dla naszych akwariowych drapieżników.
Co jakiś czas karmi je małymi, żywymi rybkami, a w niedzielę przywiózł kilka złotych rybek na pożarcie Oskarom.
Jedną z nich wpuścił nam do baseniku i podpuścił Smyka, żeby ją łapał w siatkę.
Hultajstwu nie trzeba było powtarzać i raźno zabrał się do dzieła.
Najpierw miał problem z namierzeniem rybki, która sprytnie schowała się pod unoszącym się na wodzie dmuchanym konikiem.
Jak już ją namierzył pod konikiem, rybka zwiała - na zdjęciu powyżej widać ją w dolnym prawym rogu.
Bardzo szybko Smyk załapał o co chodzi i złowił rybkę siatką. Wyciągnął ją, ułożył na dłoni i zaczłą się jej przyglądać.
Na moje słowa, że rybka musi być w wodzie
bo inaczej zdechnie, stwierdził, że przecież chce ją zobaczyć. Kilka
razy udało mi się go przekonać, żeby wypuśił rybkę do wody, ale za
każdym razem po chwili znowu wyławiał ją siatką i "przyglądał się". W
końcu stwierdził, że chce rybkę zjeść, i wtedy rybka została
definitywnie odłowiona i przeniesiona do akwarium, gdzie zjadły ją
Oskary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz